z cyklu • SPOŁECZEŃSTWO • WYWIAD BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA... (NR 32) 19.05.2014rozmawia Marek Surzyn Ogólnie znany jest fakt korzystania z pomocy muzyków w różnego rodzaju charytatywnych akcjach. Koncertując na rzecz ofiar przemocy w rodzinie dla Stowarzyszenia na rzecz Praw Kobiet i Rodziny zupełnie przypadkiem dowiedziałem się o złożoności tego zagadnienia. Dotychczas kojarzyło mi się ono z szeroko rozreklamowanym wizerunkiem pani o podbitym oku z dzieckiem na ręku... Rozmawiam z Markiem Licińskim, terapeutą rodzinnym z Towarzystwa Psychoprofilaktycznego. Marek Surzyn: Sprzeciwia się Pan stereotypowej relacji kat - ofiara popularnej w naszej codzienności.
Marek Liciński: Jeżeli widzę, że ponury drab w ciemnej uliczce wyrywa staruszce torebkę lub gdy dorosły mężczyzna katuje niemowlę dlatego, że ono płacze, nie mam żadnych trudności w rozróżnieniu, kto jest sprawcą, a kto ofiarą. Jeżeli mam natomiast do czynienia z konfliktem dorosłych ludzi, którzy od kilku czy kilkunastu lat żyją ze sobą i prowadzą wojnę domową przy pomocy często brutalnych metod, mam zwykle wiele wątpliwości na temat tego, kto jest temu winien.
MS: Na czym opiera Pan swoje spostrzeżenia?
ML: Od czterdziestu lat jestem terapeutą rodzinnym. Pracowałem w tym czasie bezpośrednio i pośrednio z kilkuset rodzinami. We wszystkich nich bardzo trudno byłoby mi określić, kto jest winien. Wydaje mi się, że realne przyczyny konfliktów partnerskich kryją się we wzorcach wyniesionych z domów, szczególnie z doświadczeń wczesnodziecięcych, wzajemnych oczekiwań na wstępie związku, jego historii, przebiegu wojen domowych oraz sposobów ich rozwiązywania.
Decydującą rolę ma tu brak gotowości i umiejętności porozumienia się oraz zaufania do partnera, także często wyniesione z domu. Tak więc mam dużą rezerwę wobec posługiwania się kategoriami sprawcy i ofiary w pomaganiu parze w uzyskaniu porozumienia, natomiast nie czuję się upoważniony ani kompetentny w orzekaniu o ich winie.
MS: Złe wzorce wyniesione z domu mają tak poważne skutki, bo partnerzy nie szukają porozumienia?
ML: Problem w tym, czy chcą i czy potrafią. Niestety dzisiaj bardzo popularne jest eksponowanie swoich atutów i ukrywanie wad zarówno w życiu prywatnym, jak i społecznym czy zawodowym.
Wielu młodych ludzi, zakładając swoje rodziny kieruje się raczej marzeniami niż realiami. Nie potrafią rozpoznawać swoich uczuć, a tym bardziej otwarcie rozmawiać o nich ze swoim partnerem. Nie są do tego przygotowywani ani w domu rodzinnym ani w szkole. Podręczniki nauki o życiu w rodzinie prezentują archaiczną, powierzchowną wizję rodziny opartą o "tradycyjny", zrytualizowany podział ról i nie przygotowują do partnerskich relacji, otwartej komunikacji i poszukiwania kompromisów oraz realnego zakresu wspólnoty.
MS: Czyli można powiedzieć, że powszechność rozgrywki o dominację w rodzinie jest genezą wojny domowej?
ML: Każdy ma swoje racje i każdy ma swoje metody walki. Wydaje mi się, że w rodzinie pomiędzy dorosłymi rozżalonymi, ale też powiązanymi mocno ze sobą nie ma raczej osób bezbronnych. W większości rodzin, z którymi pracowałem, jeżeli występowała przemoc fizyczna to z obu stron.
W walce do zastosowania jest prawie nieograniczony arsenał metod i środków, przy pomocy których można uprzykrzać sobie wzajemnie codzienne życie. Można więc partnera niszczyć, utrzymywać w stałym napięciu, w rozpaczy nie dotykając go. Można w ten sposób wywołać u bliskich ciężką chorobę, załamanie psychiczne lub zadręczyć ich na śmierć.
Na tle tego użycie fizycznej przemocy, poza skrajnymi formami, niekoniecznie jest groźniejsze lub bardziej destrukcyjne. Można też celowo prowokować u partnera przemoc fizyczną, by móc uchodzić za jego ofiarę. Wiele osób uciekających się do przemocy fizycznej to osoby najsłabsze w rodzinie. Do wybuchu agresji doprowadza je często rozpacz, skrajne poczucie krzywdy i bezradności. Spora część osób bitych nigdy nie skarży się na to, ponieważ się tego wstydzi.
Jednocześnie wiele osób składa fałszywe oskarżenia o fizyczne znęcanie się partnera w ramach rozgrywek z nim lub po to żeby się go pozbyć.
MS: Jak Pana zdaniem powinna wyglądać pomoc dla takich związków?
ML: Podstawowym celem pomocy rodzinie, która konflikty pomiędzy sobą rozwiązuje poprzez wzajemną przemoc, jest zrozumienie przez każde z nich swoich motywów i uwarunkowań oraz motywów i uwarunkowań partnera. Umożliwia to spojrzenie na postępowanie partnera w perspektywie wzorców i oczekiwań wyniesionych z domu oraz obustronnych reakcji i urazów narastających w trakcie trwania ich związku. Pozwala to na zmniejszenie obustronnej nieufności, uwzględnienie racji partnera, bez podejrzewania go o premedytację i złą wolę oraz dostrzeżenie i docenienie własnych grzechów w nakręcaniu konfliktu i konfrontacji. Wzajemne lepsze zrozumienie umożliwia szukanie i uczenie się porozumienia.
MS: Jak widać wiele kwestii na pozór nieskomplikowanych ma swoje drugie dno. Nawet przysłowiowe walenie w bęben - dla jednych jestem oprawcą, dla innych kapłanem czasu... Bardzo dziękuję za rozmowę. |