Tak mieszkańcy nazywają strażników miejskich. W obiegowym nazewnictwie pojawiają się także "Pieszczochy Burmistrza". Jak donoszą nasi wierni czytelnicy, są następne dowody bohaterstwa strażników. Pierwszy przykład został szczegółowo opisany w drugim numerze Kuryera R. Teraz zaobserwowano, jak na jednej z ulic Radzymina wataha psów atakowała kotka. Strażnicy natychmiast podjęli interwencję, wjechali swoją terenówką na zieleniec i używając klaksonu rozproszyli psie stado, pozwalając jednocześnie kotkowi na ucieczkę na drzewo.

Nie musieli nawet wychodzić z samochodu, co świadczy o dobrym poziomie wyszkolenia i unikaniu niepotrzebnego ryzyka.

Ten wyczyn zaskarbił im szacunek okolicznych meneli. Teraz czerwone nochale, stojąc pod sklepem i racząc się alkoholem, na widok samochodu straży podnoszą do góry rękę z flaszką w geście pozdrowienia! Nie ma to, jak dobre kontakty ze społecznością. Prosimy czytelników o nadsyłanie następnych informacji świadczących o heroizmie naszych strażników. Pomoże nam to w zajęciu stanowiska w sprawie celowości utrzymania tej formacji w naszej gminie.

Jednocześnie prosimy o pomoc w wyjaśnieniu, dlaczego widzimy strażników wyłącznie w samochodzie, a tak rzadko korzystają z własnych odnóży. W tej sprawie na razie pojawiły się następujące tezy:
- boją się poślizgnięcia na nieodśnieżonym chodniku;
- boją się zaatakowania przez wałęsające się watahy psów;
- wydłuży się czasookres użytkowania obuwia służbowego.

Bardzo proszę o pomoc w wyjaśnieniu tej sprawy, może są też inne powody. Proponuję czytelnikom przedstawienie własnych sugestii w tej materii. Najlepiej podzielić się swoimi przypuszczeniami w komentarzach, pozwoli to na bieżącą wymianę poglądów i unikanie powielania wniosków.

PROSIMY NIE PISAĆ W SPRAWIE NA KONTO POCZTOWE REDAKCJI!