| Belgrad, zbombardowana siedziba Policji, 2012 | z cyklu • POMYSŁ NA WOLNY CZAS CRNA GORA (NR 32) 20.05.2014Paweł Sieger Kilkanaście lat temu, jesienią 2000 roku, znalazłem się w Jugosławii [tak, tak - istniało wtedy takie państwo na mapie Europy] a było to w czasie, gdy po wojnie NATO - Jugosławia upadał reżim Slobodana Miloševicia.
Pojechaliśmy zrobić materiały dla POLSAT-u - upadek Slobo, okupacja Kosowa, a przy okazji powstał reportaż przedstawiający historię przypadkowego i zupełnie pomyłkowego bombardowania, w którym zginęło mnóstwo niewinnych osób [w Varvarinie]. Trochę czasu spędziliśmy w Kosowie w bazie polsko-ukraińsko-litewskiego batalionu wchodzącego w skład sił okupacyjnych - jeździliśmy na patrole, obserwowaliśmy pracę saperów, ale najciekawsze i robiące największe wrażenie były odwiedziny serbskich gett, w których pod ochroną sił międzynarodowych [KFOR] Serbowie starali i starają się w miarę normalnie żyć oraz to, jak żołnierze KFOR-u traktują miejscowych Albańczyków: ciągłe kontrole, rzucanie na glebę, pokazywanie odpowiedniego palca, etc. [jak powiedział pewien amerykański żołnierz: chyba w tej wojnie stanęliśmy nie po tej stronie, co trzeba; ale to był czas, gdy amerykański prezydent nieprzystojnie bawił się przy pomocy cygara z pewną stażystką, więc wojna musiała być...].
| Zasadniczo niesamowite doświadczenie dla człowieka, który wojnę i okupację zna tylko z literatury i lepszych lub gorszych filmów.
I jeszcze jedno, najważniejsze - zakochałem się w Bałkanach. W języku, kulturze, kuchni [chyba przede wszystkim kuchni]... A w Czarnogórze szczególnie. I totalnie.
Od czasu tego pierwszego wyjazdu wielokrotnie odwiedziłem nieistniejącą już Jugosławię [tak, tak - dziś nie ma takiego państwa na mapie Europy] - bez końca mogę łazić i włóczyć się po Belgradzie, z Kalemegdanu spoglądając na ujście Sawy do Dunaju albo przesiadywać w kafejkach w okolicach Trgu Republike; sarajewskie Stare Miasto urzekło mnie, gdy tylko minąłem pierwszy zaułek, zniszczony przez trzęsienie ziemi Bar za każdym razem niezmiennie zachwyca, tak jak i twierdza w Szkodrze czy Ulcinju, a do tego jeszcze Kotor, Durmitor, Dubrownik, Split, Plitwickie Jeziora... Po prostu bajka.
| Mamy przyjaciela, który - ot, tak, od niechcenia - strzelił sobie fajny domek z basenem, miniapartamencikami i widokiem. Bo gdyż i albowiem jest Czarnogórcem. Zasadniczo.
Mając taką zaprzyjaźnioną miejscówkę jeździmy, by odpoczywać i... wkurzać się - przecież tam w morzu można kąpać się w styczniu i lutym i będzie to doświadczenie mniej bolesne niż pływanie w brudnym Bałtyku w czerwcu! A jeszcze, gdy ktoś jeździ na nartach, to sobie jeździ i jeździ i jeździ w tamtejszych górach [a Tatry przy tym to jak górka szczęśliwicka przy Kasprowym], po czym człowiek pakuje sprzęt do samochodu i w niespełna dwie godziny rozkłada się na leżaku nad Jadransko More, by ciepełkiem zmęczone członki traktować...
| Takie coś potrafi wkurzać! A oni to mają. I jeszcze oliwki, krewetki [uwielbiam] i baraninę z rakiją [przepadam]. I te zabytki...
Postanowiłem więc, że gdy będę już dorosły i bardzo bogaty, to rzucę kostką, by zdecydować, gdzie zamieszkam - Hvar czy Markovici. Hrvatsko czy CrnaGora. Ale z pewnością tam.
Dlaczego o tym wszystkim piszę?
To proste - by zachęcić do odwiedzenia Bałkanów. Ale nie z wycieczką organizowaną przez tzw. touroperatorów, ale samemu. Można pojechać samochodem [chyba najciekawsza trasa to przez Kraków i dalej Budapeszt-Belgrad-Sarajewo-Budvę-Dubrownik-Split-Wiedeń-Pragę i powrót; kilka tysięcy km, ale warto] albo wsiąść w samolot do Podgoricy, tam wynająć samochód i jeździć. Jeździć, opalać się, zwiedzać, jeść.
I się bałwanić.
| Bo chociaż Czarnogóra [Crna Gora, Montenegro] to raptem kilka łokci kwadratowych na krzyż, to jest co zwiedzać i jest gdzie spędzać czas. A jedzenie... Słoneczko... Domaća rakija... I te świeżutkie ryby i krewetki kupowane na targu, a potem podniebieniowe szaleństwo...
Niesamowite zabytki, cudowny klimat... Może kiedyś opiszę wrażenia z wałęsania się wąskimi uliczkami starej Budvy, przesiadywania w kotorskich knajpkach... Może. Dzisiaj chciałbym tylko zaprosić na Bałkany, zaprosić do Czarnogóry - wspaniałego, choć niezbyt dużego, kraju, który ma tak wiele do zaoferowania.
|